(nie)OFICJALNE Forum Szkolne (nie)OFICJALNE Forum Szkolne
Czyli wszystko co w budzie zabronione.. :]
(nie)OFICJALNE Forum Szkolne
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

"Barry Trotter i bezczelna parodia"

 
Odpowiedz do tematu    Forum (nie)OFICJALNE Forum Szkolne Strona Główna -> Książki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pyza
Pieczarka



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:58, 25 Sty 2006    Temat postu: "Barry Trotter i bezczelna parodia"

to książka szczególnie skierowana do fanów Harrego Pottera.To świetny sposób spojrzenia na HP nowymi oczami Blue_Light_Colorz_PDT_19 ,a książka jest naprawde bardzo fajna.to bezapelacyjnie najlepsza parodia przygód młodego czarodzieja(bo chyba jedyna).ale kto nie czytał gorąco polecam!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
dreadol ;[
Zmarnowana Cegła Kukurydzy



Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Marketburg.

PostWysłany: Śro 19:18, 25 Sty 2006    Temat postu:

o, coś w sam raz dla mnie (i nie, że jestem zagorzałą fanką HP). skąd ją wytrzasnęłaś?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Domela
Tajemniczy Kotlet



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: B.E.M.O.W.O. > Malbork;D

PostWysłany: Czw 13:10, 26 Sty 2006    Temat postu:

bo Pyza jest genialna i zawsze coś takiego wykręconego znajdzie Blue_Light_Colorz_PDT_06

noormaaaalnie muuuuuszę to przeczytać Blue_Light_Colorz_PDT_06 Blue_Light_Colorz_PDT_06 Blue_Light_Colorz_PDT_06 Blue_Light_Colorz_PDT_06 Blue_Light_Colorz_PDT_06


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
dreadol ;[
Zmarnowana Cegła Kukurydzy



Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Marketburg.

PostWysłany: Czw 15:17, 26 Sty 2006    Temat postu:

Pyza, skąbinuj mi ją.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Pyza
Pieczarka



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:33, 26 Sty 2006    Temat postu:

zaden problem bo wybieram sie w srode do ksiegarni...takze jak przeczytam to sie zglos;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
dreadol ;[
Zmarnowana Cegła Kukurydzy



Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Marketburg.

PostWysłany: Czw 19:41, 26 Sty 2006    Temat postu:

że zaraz po feriach?
w każdym bądź razie, ustawiam się pierwsza w kolejce po nią. Blue_Light_Colorz_PDT_06


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Domela
Tajemniczy Kotlet



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: B.E.M.O.W.O. > Malbork;D

PostWysłany: Czw 20:24, 26 Sty 2006    Temat postu:

Dred chyba pierwsza po mnie będziesz ja mam specjalną rezerwację już od dawna powiedz, że taak Pyza Blue_Light_Colorz_PDT_02

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Pyza
Pieczarka



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:05, 27 Sty 2006    Temat postu:

no wiecie nie powiem ze sie nie da mnie przekupic:DBlue_Light_Colorz_PDT_16Blue_Light_Colorz_PDT_16 Blue_Light_Colorz_PDT_07
ale nie zartuje pogadamy jak sobie ja kupie!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Pyza
Pieczarka



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:38, 27 Sty 2006    Temat postu:

zeby was zachecic kawalek "Barrego..."troszku tego jest ale mysle ze was wciagnie




Lon czekał na niego przed portretem w sali wspólnej Grafittonu. Miał na głowie czapkę i był wyraźnie gotów do drogi. W dłoni trzymał grubą książkę. Lon nie zdołałby przeczytać takiej powieści, pomyślał Barry.

- Hej, Lon, do czego ci to?

- To mój pamiętnik - odparł Lon. - Na wypadek gdybyśmy mieli przygody.

Zazwyczaj Barry zanadto chronił swą markę, by pozwalać na coś podobnego. Ale to przecież był Lon, pozostający wciąż na poziomie elementarza; w żaden sposób nie zdołałby zostać pisarzem. Barry uznał, że nie będzie wredny.

- Ty pierwszy - rzekł.

- Majteczki w kropeczki - zaśpiewał Lon i wszedł w głąb obrazu, który posłusznie uniósł szeroką spódnicę przepuszczając go. Barry podążył za nim i wkrótce znaleźli się za murem Hokpoku. Barry narzucił na nich pelerynę niewidkę, by nie dostrzegły przelewające się wokół tłumy Gumoli. Niestety Lon znacznie przewyższał go wzrostem, toteż w dole widać było ich łydki i stopy.

- Za mną! - rzucił Barry, kierując się w stronę Zabronionego Lasu.

- Barry, nie powinieneś chyba w tej chwili spotykać się ze swoimi dziewczynami - rzekł Lon z osobliwą moralną wyższością przedszkolaka.

- Zamknij się, durniu. Idziemy po Herbinę.

Lon na moment pokornie zwiesił głowę, wkrótce jednak znów zajął się fascynującymi zapachami niesionymi przez wiatr.

Barry bardzo pilnował, by nie zbliżać się do niesławnej Odtylnej Osiki. Gdy ktoś podchodził do niej zbyt blisko, ohydna ta roślina sięgała ku niemu i... nie, to zbyt obrzydliwe, by opisywać co robiła.

- Jak dostaniemy się do Hogsbiede? - spytał Lon.

- Oczywiście żywopłotką - odparł Barry.

Całą gumolską Anglię pokrywała gęsta sieć żywopłotów, dość duża, by ukryć podziemną kolej, zwłaszcza przy zastosowaniu odrobiny magii zaginającej przestrzeń. Kolej ta stanowiła podstawowy środek transportu magicznej społeczności Wielkiej Brytanii; Barry zmusił J.G. Rollins, by pominęła ten fakt w swoich książkach, bo odkrycie kolei przez Gumoli stanowiłoby prawdziwy problem - opłaty, podatki, normy emisji gazów i Bóg jeden wie co jeszcze. Z drugiej strony możliwe też, że nic by się nie stało, bo wśród najdzikszych fantazji w jej książkach znalazły się też słowa świętej prawdy: Gumole nigdy nie zwracają uwagi na nic poza sobą. A tych, którzy zwracają, uważa się za świrów. Sieć kolei ukrytych pod żywopłotami i wykorzystywanych przez magiczny lud? Niewiarygodne. Faktycznie niewiarygodne, co nie znaczy nieprawdziwe.

Żywopłot należał do specjalnej odmiany – nie tylko ukrywał w sobie sieć transportu publicznego, ale jego liście miały kształt liter. Litery te odczytywane w odpowiednim porządku tworzyły słowa i powiadano, że każdy żywopłot opowiada własną historię. Każdej jesieni z gałęzi spadało arcydzieło, lecz wiosną wyrastały nowe rozdziały. Historie te nie rosły w miarę opowiadania - opowiadały się w miarę rośnięcia.

- Tędy - odczytał wśród liści Barry, gdy dotarli do wejścia do żywopłotki. Zwinął szybko pelerynę, a Lon uniósł gałęzie, odsłaniając spory otwór. Niektórzy Gumole dostrzegali podobne otwory w powietrzu, uznawali je jednak za efekt niedogotowanych młodych centaurów zalegających w żołądkach.

- Dzięki, Lon - mruknął Barry i wcisnął się do środka. Lon podążył za nim.

Nagle znaleźli się w sali znacznie większej niż żywopłot, rozmiarami dorównującej Grand Central Station (jeśli kiedykolwiek tam byliście). Barry uwielbiał tę iluzję. Większość magii była dość utylitarna, mało imponująca. To jednak wyglądało zupełnie inaczej. Efekt migających świateł przenikających przez dach, masa gałęzi i zieleni sprawiały, że czuł się jak wciśnięty pod choinkę, gdy z włosami polepionymi żywicą uskakuje przed spadającymi ozdóbkami.

W każdym rogu kwadratowej sali stał szereg pojazdów przypominających sanki, czerwone, z dwoma miejscami - jednym z przodu, drugim z tyłu - i pionową dźwignią z przodu, służącą do kierowania i kontroli nachylenia. Przed nimi w kolejce czekała grupa istot magicznych, półmagicznych i pseudomagicznych. Ktoś wsiadał do sań, znikał w głębi tunelu w ścianie sali, jego miejsce zajmowała następna grupa i tak dalej. Barry’emu zawsze kojarzyło się to z wesołym miasteczkiem.

Podeszli do kolejki pod rozłożystą gałęzią z napisem: Portal południowo-wschodni i stanęli za plecami odzianego w garnitur z lat trzydziestych centaura, który niecierpliwie kręcił w palcach długą dewizkę i postukiwał kopytami. Kolejka przesuwała się powoli, lecz stale i wkrótce Lon i Barry wsiadali już do swych sań.

- Proszę uważać na nogi - ostrzegł konduktor. Jego nos wyglądał jakby częściowo padł ofiarą jakiejś choroby. Reszta twarzy, choć pozostała na miejscu, sprawiała równie nieprzyjemne wrażenie.

Barry’emu nie spodobał się ani on, ani sanie: stare, zardzewiałe, pokryte prymitywnie nałożonymi łatami i śladami palnika. W podłodze ziała spora dziura, a na tylnym siedzeniu leżało coś przypominającego zużyty kondom.

Pytakrzyk na jego czole zapulsował w soczystej sambie bólu. Barry zawahał się. Czy nie powinien poprosić o inne sanie?

- Proszę wsiadać, proszę wsiadać, kolejka czeka - konduktor posłał im szczerbaty uśmiech, który Barry’emu wydał się... złowrogi. W jego umyśle pojawił się obraz tego człowieka - potarganego, nieogolonego, ubranego jedynie w sięgającą kolan nocną koszulę i szlafmycę, tańczącego w blasku księżyca wokół olbrzymiego ogniska z książek - książek o Barrym. Na koszuli widniał napis: „Nie cierpię Barry’ego Trottera” ułożony z wielkich, czarnych, wprasowanych liter. Podskakując demonicznie w umyśle Barry’ego mężczyzna ze zwierzęcym rykiem zerwał z siebie koszulę odsłaniając upiorny tatuaż na piersi - portret Barry’ego z nałożonym znakiem zakazu: kółkiem i ukośną linią.

- Chyba nie powinniśmy jechać tymi... - powalony atakiem bólu Barry osunął się na ziemię.

- Twój przyjaciel chyba zemdlał - oznajmił konduktor. - Pomogę ci go załadować.

Lon i podejrzany funkcjonariusz kolejowy wsadzili bezwładnego Barry’ego na tylne siedzenie. Lon usiadł za sterami i sanie śmignęły w głąb tunelu, pozostawiając za sobą złowieszczy śmiech konduktora. Gałąź nad ich głowami wypisała: pożałujecie, ale tylko Lon mógł ją odczytać.

***

Barry ocknął się i natychmiast ujrzał swój najgorszy koszmar: Lona za sterami szybkiego pojazdu. Uraz mózgu pozbawił Lona zdolności postrzegania prędkości. I rozpędu. I równowagi. Do tego wszystkiego był ślepawy, choć nigdy nie przyznał się do tego głośno.

- Lon, uważaj! - ryknął Barry i o włos ominęli bezdomnego śpiącego pod ścianą tunelu. W powietrze wzleciały stare egzemplarze „Wróżbity codziennego”. - Pozwól mi poprowadzić.

- Hę? Nie, Barry - huknął Lon. Był bardzo wrażliwy na tym punkcie. - Ja mogę prowadzić, potrafię.

- Posłuchaj, nanomózgu... - Barry sięgnął do kierownicy.

- Nie, ja! – Lon uniósł ramiona i odrzucił Barry’ego na tylne siedzenie. Barry był lżejszy o dwadzieścia kilo od rudowłosego ćwierćgłówka.

Sanie pędziły naprzód, co chwilę zbaczając ze ścieżki, ocierając się o ściany żywopłotu i obsypując tor deszczem liści i gałązek. Jedna z gałęzi uderzyła Barry’ego w głowę i odłamała się. Odczytał napis: masz problem, stary.

Jechali stanowczo za szybko. Mimo że tunel był zupełnie płaski, pchnięcie dźwigni naprzód magicznie zwiększało nachylenie zbocza, a tym samym prędkość pojazdu. Lon pchnął dźwignię do oporu.

Barry zasłonił rękami oczy i zaczął się modlić. Coś przeleciało mu ze świstem koło ucha. Spojrzał w dół i odkrył, iż śruby przytrzymujące dużą łatę w podłodze sań odkręcają się pod wpływem wibracji. Z każdym podskokiem (korzeń drzewa? Pechowa wiewiórka? Kolejny pijak?) sanie dygotały gwałtownie i dziury w podłodze stawały się odrobinę szersze.

Lona najwyraźniej zupełnie to nie obchodziło. Z radosną miną nucił ulubioną piosenkę: Aaa, kotki dwa, kotki dwa, kotki dwa.

Barry dostrzegł coś po prawej. Na tylnym siedzeniu przycupnął gremlin. Szaroskóry stwór o żółtych oczach chichotał złośliwie, napawając się przerażeniem Barry’ego. Pochylił się i ze złowieszczą miną wskazał go palcem, a potem przesunął długim, szponiastym paznokciem w poprzek gardła. Przepowiadał najbliższą przyszłość i rozkoszował się nią. Niezmiernie.

- Ty sukin... - Barry rzucił się na niego, lecz tuż przedtem, nim w książce pojawiło się pierwsze poważne przekleństwo, krucha konstrukcja z łat trzymająca sanie w kupie pękła z trzaskiem i pojazd zaczął się rozlatywać. Barry chwycił tył siedzenia Lona, przywierając do niego z całej siły. W chwili gdy jego mięśnie zaczęły słabnąć i sanie miały rozpaść się na dwoje, zatrzymały się przed niewielkim znakiem z napisem: Stacja Hogsbiede. Wkurzony gremlin walnął pięścią w dłoń i zniknął.

- Uwielbiam prowadzić - oznajmił Lon. Obejrzał się na Barry’ego w chwili, gdy tył sań rozleciał się na kawałki. - O, Barry zepsuł sanki - wyskoczył na peron tańcząc radosny taniec i wyśpiewując. - Barry zepsuł sanki, Barry zepsuł sanki.

Sam Barry rad, że jeszcze żyje, poczołgał się niepewnie ku wyjściu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Domela
Tajemniczy Kotlet



Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: B.E.M.O.W.O. > Malbork;D

PostWysłany: Pią 19:55, 27 Sty 2006    Temat postu:

hie hie Blue_Light_Colorz_PDT_02

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
dreadol ;[
Zmarnowana Cegła Kukurydzy



Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Marketburg.

PostWysłany: Pią 21:21, 27 Sty 2006    Temat postu:

Blue_Light_Colorz_PDT_47
biorem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kemadas
Administrator



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tadżykistan

PostWysłany: Pią 21:48, 27 Sty 2006    Temat postu:

chyba nie jest to przepisywane na żywca z ksiązki Blue_Light_Colorz_PDT_16 wiem ze to złeeeee ale posiadasz moze ebooka? ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
martyna
Koszyk Malin



Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań City

PostWysłany: Sob 19:47, 28 Sty 2006    Temat postu:

hej a jest też tego samego autora książka dot. Narnii mianowicie Kroniki Blarnii czy jakoś tak Wink (1) ale przyznam szczerze nie podobał mi się fragment który czytałam.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
martyna
Koszyk Malin



Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań City

PostWysłany: Sob 19:50, 28 Sty 2006    Temat postu:

to wkleje Wam fragment :P

"To był Św. Mikołaj we własnej osobie – a nie duch dawnych czasów, zanim Królowa zakazała Świąt. Sto lat bezrobocia zmieniło Mikołaja w wielką, włochatą galaretę, obtoczoną w brudzie. Dawniej uczciwy, pracowity i uwielbiany przez wszystkich, dziś uosabiał wszystkie najgorsze aspekty Świąt – obżarstwo i permisywizm, a także tchórzliwy egoizm przybrany w szatki fałszywej serdeczności. Nawet ciągłe rozszerzanie się Świąt („do Gwiazdki zostało tylko sto dni handlowych!”) znalazło swoje odbicie w Św. Mikołaju. Jego rozmiary nie wynikały już tylko ze zdrowej tuszy. Było to sflaczałe, zagrażające sercu sadło, efekt diety złożonej z ciast owocowych i cukrowych lasek, a także skutek braku aktywności fizycznej, jeśli nie liczyć masturbacji.

Teraz kołysał się, stojąc przed bobrowym domkiem. Naomi miała skrzyżowane ramiona i spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Zastanawiałyśmy się, co się z tobą stało.
- Właściwie to nie – dodała kwaśno Ruth.
- Gdzie się podziały twoje renifery? – spytała Naomi.
- Zarekwirowane – odparł Św. Mikołaj. – Oprócz tego mutanta. – Odwrócił się i zawołał w kierunku lasu: - Ej, Rudy, nazwałem cię mutantem! I co ty na to?
Ruth zakląskała językiem.
- A twoje sanie stoją na cegłach w ogródku, mam rację?
- Nie mów do mnie takim tonem – wymamrotał. – Jestem Św. Mikołaj, do diabła!
- Lepiej nie mów tak przy Astmie – powiedziała Naomi.
- Astma może się... – Odchylił się w tył, jakby chciał kopnąć znacznie mniejsze od siebie bobry. Te rozpierzchły się na boki. – Tak jest, uciekajcie! Uciekajcie, jeśli wam życie miłe... Głupie wombaty... Szkodniki...
- Za wolno, Św. Cipołaju – zawołała Ruth z bezpiecznej odległości.
- Tak – dodała Naomi. – Ładne, tłuste cycki!

Św. Mikołaj powiedział coś zbyt wulgarnego, by przytaczać to w tej książce, nawet uwzględniając Cenzorwizję. Bobrowe samice parsknęły śmiechem, wciąż trzymając się poza jego zasięgiem.

- Wiecie, że skarpetka z węglem w środku to doskonała broń? – zagrzmiał złowrogo Św. Mikołaj. Z każdym oddechem z jego ust dobywały się wielkie, alkoholowe obłoki. – Nie zostawia śladów. Zupełnie nie do wykrycia. A ja mogę wejść do was przez komin...

Ta groźba była realna i bobry przestały drażnić upiora.

- Poważnie, Astma idzie – oznajmiła Naomi. – On wrócił.

- Aaaa, mówi to od lat – powiedział Św. Mikołaj z goryczą. Ze zniechęceniem pociągnął łyk z butelki. – Może powinien był wrócić, zanim to miejsce zmieniło się w koszmar bez Bożego Narodzenia.

- Lepiej weź się w garść, facet – poradziła Ruth. – Boże Narodzenie to nie tylko twój dzień pracy. To także urodziny Astmy, a on się nie ucieszy, jeśli będziesz taki niechlujny. Właśnie idziemy się z nim spotkać i pierwsze, co mu powiemy, to...

- Przypominam ci, gadający wombacie, że widzę cię, kiedy śpisz, i wiem, kiedy nie śpisz. Wiem, czy byłeś grzeczny, więc... *

- Nie boimy się twoich teczek – odparła Naomi. – Zresztą, nie będziesz nam tu mówił o grzeczności i niegrzeczności. – Św. Mikołaj uosabiał także ten aspekt Świąt, który sprawia, że ludzie upijają się na biurowych przyjęciach i uprawiają ze współpracownikami niezgrabny, wywołujący skurcze seks w schowkach na szczotki. Ostatnio uosabiał go nadzwyczaj często.

Może do głosu doszła szczera skrucha, a może po prostu zmienność nastrojów pijaka, tym niemniej głos Św. Mikołaja nagle się zmienił.

- Naprawdę? Astma naprawdę wrócił? Na pewno zrozumie, on lubi wybaczać. – A potem jego nastrój zmienił się znowu, tym razem w użalanie się nad sobą. – Nie moja wina, że mnie wylali. Zero Bożego Narodzenia i co mam robić? Roznosić prezenty z okazji składania deklaracji podatkowych?

- Lepsze to niż zalewanie się w trąbę i łażenie po lesie – stwierdziła Naomi.

- Lepsze? – powtórzył Św. Mikołaj w ostatnim przebłysku bojowego nastroju. – Nie sądzę. Uuuch. – Przewrócił się i zaczął beczeć. – Wszystkie przeklęte zwierzęta nazywają mnie „Wzdętym Mikołajem”... Zmarnowałem sobie życie. Jestem nieśmiertelny, a zmarnowałem sobie życie.

- Rozmawiałeś z tym naszym znajomym? – spytała Ruth. – Z tym, który chciał, żebyś został gońcem sądowym? (21)

- E, tam, nie nadaję się do tego – odparł Św. Mikołaj.

Przy wejściu do nory Pietrek przekonał się nagle o przydatności mitów. Tymczasem WuCja wcisnęła się obok niego.

- Czy to jest... Św. Mikołaj? – spytała pełnym zachwytu głosem.

Pietrek nie wiedział, co powiedzieć. WuCja zawsze odczuwała silne – niektórzy powiedzieliby, że niezdrowe – przywiązanie do Bożego Narodzenia. Co roku, gdy w szkole organizowano jasełka, upierała się, by odgrywać małego Jezuska, nawet kiedy już urosła i nogi w dość absurdalny sposób wystawały jej z kołyski. Boże Narodzenie było jej ulubionym świętem, również dlatego, że zawsze znajdowała jakieś małe, ostre zabawki, które mogła wtykać do świątecznego puddingu, by potem się nimi dławić. Edek lubił ukrywać w jej puddingu inne rzeczy, takie jak marynowana, na wpół wysuszona żaba albo przepocony język od starego trampka. Pietrek wiedział, że Edek na coraz bardziej wymyślne sposoby próbuje raz na zawsze udowodnić WuCji, że Św. Mikołaj nie istnieje. Jak dotąd mała trzymała się mocno, ale to... odkrycie, że Mikołaj jest cuchnącym, starym pijakiem, mogło ją zniszczyć.

- Nie – odparł. – To tylko jakiś wędrowny... – Nie chciał powiedzieć „pijany” w obecności WuCji. - ... minstrel.

- Nieprawda – odparła z oburzeniem. – Wiesz, co mówi mama. „Kiedy kłamiesz na temat Świąt, Jezuskowi się ulewa”. – Odwróciła się. – Zuza! – zawołała. – Chodź zobaczyć Św. Mikołaja.

- Musicie zrozumieć – mówił Św. Mikołaj do bobrów. – Powiedzcie Astmie: kiedy zlikwidowali Święta, nie miałem nic do roboty. Nic, tylko siedzieć i myśleć.

- Chyba chlać – wtrąciła Ruth.

- Pozwolicie. – Przechylił butelkę, a gdy okazała się pusta, cisnął ją w krzaki. – Ojej. Mój worek robi się lżejszy, a Blarnia to nie jest miejsce, w którym chciałbym przebywać na trzeźwo. Przepraszam, ale muszę wracać do swojej jaskini z zapasem gorzały. Stare prezenty. Minęły lata, zanim ludzie się odzwyczaili, nawet po likwidacji Świąt.

- Święta zostają przywrócone, więc na twoim miejscu szybko przerzuciłabym się na czarną kawę – poradziła Ruth.

- Świetnie – rzucił Św. Mikołaj z goryczą.

- Myślałam, że się ucieszysz – powiedziała Naomi.

- O tak, radość mnie rozpiera – odparł sarkastycznie. – Kto by nie chciał, żeby całą noc do niego dzwonili? „Tak, znowu zaczynamy, nie, nie wiem dlaczego, to nie mój problem, że już się nie mieścisz w swój kostium...

- Dzwonili? – wychrypiała Ruth. – Kto?

- Santa Claus, Papa Noel, Strega Buffana, Helliger Nikolaus, Kerstman, skrzat Jultomten, Dziadek Mróz, Śnieżynka... o, chciałbym, żeby się na mnie roztopiła, uuuaaach...

Słysząc obleśny, pożądliwy jęk Św. Mikołaja, bobry popatrzyły po sobie. Pierwsza odezwała się Ruth.

Wymyśliłeś ich wszystkich!

- Wcale nie. A szkoda – powiedział Św. Mikołaj. – Ja męczę się tu z wami, ale Boże Narodzenie jest wszędzie. W Ameryce, w Meksyku, we Francji, we Włoszech, w Norwegii... każdy ma swoje Święta. A może myśleliście, że tylko Anglicy obchodzą Boże Narodzenie? – Prychnął. – Ciemnogród.

- Ochlapus. Sam jesteś sobie winny – rzuciła w odpowiedzi Ruth. Robiło się nieprzyjemnie.

- Wolę „gin-ny” – stwierdził Św. Mikołaj.

Tymczasem w norze WuCja wbiła wzrok w Św. Mikołaja niczym "kot(=debil)"(cenzura), który podchodzi mysz.

- Wygląda jak pijany – stwierdziła, po czym dodała z przerażeniem: - Chyba się zbiera! – Teraz Pietrek zobaczył coś przerażającego. Zazwyczaj miłe, choć nieobecne rysy jego siostry przekształciły się w maskę czystej chciwości, rodem z teatru kabuki.

- Św. Mikołaju! – wydarła się dziewczynka. – Tutaj! Św. Mikołaju, ja chcę prezent! – Wylazła z nory i pogalopowała przez błotnisty śnieg w stronę tamtych, skrzecząc: - Dawaj! Dawaj! Dawaj! – Zanim pokonała pięć metrów, słowa przerodziły się w coś głęboko porażającego, w gardłowy hymn pazerności.

Chociaż Pietrek tego nie dostrzegał, jako że od antropologii wolał sport, w zachowaniu WuCji było coś pierwotnego, coś, co przywodziło na myśl najdawniejsze czasy naszego gatunku... czasy, gdy młode małpoludy kryły się wśród drzew albo czaiły za kępami traw, czekając na „prezent” w postaci chorej gazeli albo samotnej, zamroczonej antylopy gnu. Głód był przerażający. Św. Mikołaj dobrze znał ten widok. Nawet w starych dobrych czasach prześladowało go to w snach. Na widok dziecka Św. Mikołaj odwrócił się i rzucił do ucieczki. Niestety, za sprawą osłabionego poczucia równowagi i śliskich podeszew butów, niemal natychmiast wyciągnął się jak długi.

WuCja skoczyła na niego, nie zważając na dobywający się zeń falami smród niemytego ciała.

- Ja chcę prezent! – krzyknęła. Szaleńczy wypad WuCji wywołał lawinę. Pietrek i Zuza wyskoczyli z nory, zelektryzowani możliwością otrzymania czegoś za darmo.

- Ratunku! Ratunku! – zawył Św. Mikołaj, broniąc się przed dziewczynką. Obejrzał się na Ruth i Naomi. – Przepraszam, że nazwałem was szkodnikami! Zabierzcie ją ze mnie!

- Przykro mi – odparła Ruth, krzyżując krótkie i grube ramiona. – Pora, żebyś znowu został Św. Mikołajem. Śnieg topnieje.

- Myślałem, że to coś z moimi oczami... Złaź ze mnie, mała. – Z wysiłkiem stanął na nogi, strząsając z siebie WuCję. Gdy mu się udało, ta skoczyła jeszcze raz i znowu się go uczepiła.

- O, nie, nic z tego – powiedziała. – Nie puszczę cię, dopóki nie dasz mi prezentu! Dostałeś list, który ci wysłałam? Dostałeś, co? Dostałeś? – paplała dziewczynka.

- Walnij go w klejnoty! – krzyknął Pietrek ze śmiechem. – Wtedy na pewno coś dostaniesz!

- Doba, mam coś dla was – powiedział Św. Mikołaj znużonym tonem. – Mam prezenty dla was wszystkich. – Zaczął wywracać kieszenie, a potem grzebać w swoim upapranym, cieknącym worku.

- Nie wiem, czy chcę coś, co stamtąd wyciągniesz – stwierdziła WuCja, wskazując worek.

Św. Mikołaj posłał jej spojrzenie, które wywołałoby upał nawet na biegunie północnym.

- Zamknij się! Weźmiesz, co ci dam, i będziesz zachwycona. Bóg mi świadkiem, to przez takie dzieciaki jak wy moje życie zmieniło się w piekło! – Odwrócił się do bobrów. – Rozumiecie, wombaty? Rozumiecie już, dlaczego piję?

- Bobry – poprawiła Ruth.

- Nie strzęp sobie języka – powiedziała Naomi. – Jutro pewnie nie będzie nic pamiętał.

Św. Mikołaj szperał w swoim worku, a WuCja zaczęła krążyć wokół niego niczym rekin. Zaczęła rytmicznie odchylać się do tyłu, co oceanografowie zwykli określać jako „pozycję do ataku”. Gdy już miała rzucić się na zdobycz, Św. Mikołaj wyciągnął buteleczkę, która kształtem i wielkością przypominała małpki, podawane w samolotach.

- Naprawdę uważasz, że tak można? – zbeształa go Ruth. – Ile ona ma lat, osiem?

- To nie to, co myślisz – zapewnił Św. Mikołaj, gdy dziewczynka mocno zacisnęła dłoń na flaszeczce. Otworzyła ją i zbliżyła do ust, po czym spytała: - To trucizna?

- Nie. Nawet gdybyś wypiła wszystko – odparł. – Dostępna bez recepty, cudowna maść, której należy używać tylko w ostateczności.

Pietrek zobaczył wyraz twarzy siostry i zaproponował: - Jeśli nie chcesz, daj to mnie. Chciałbym sprawdzić, jak daleko zdołam tym rzucić.

WuCja rozważała to przez chwilę, po czym wsunęła buteleczkę do kieszeni.

- Dobrze jest – powiedziała. Może profesor Berke przeprowadzi analizę tej substancji i powie jej, czy wywołuje ona jakieś niebezpieczne interakcje. Warto było spróbować.

Teraz do rozmowy włączyła się Zuza.
- WuCjo – powiedziała – skoro to nie trucizna, może byśmy to zjedli.
- Nie! To mój prezent i nie chcę się nim dzielić!
Św. Mikołaj wyłowił coś z plecaka i podał Pietrkowi. – Proszę. – Była to niewielka kość.
- JEZU, DZIĘKI! – wykrzyknął chłopiec. Ciesząc się jak wariat, ugryzł prezent, po czym go wypluł. – Guma!
- Oczywiście – potwierdził Św. Mikołaj.
- Na oko używana – stwierdziła Zuza.
- Możliwe – przyznał Św. Mikołaj. – Nie pamiętam, skąd ją mam. To zabawka dla psa.
- Niby dlaczego miałbym chcieć jakąś cholerną zabawkę dla psa? – spytał Pietrek, biorąc zamach, by wyrzucić kość. Jego zdaniem, wszystko dzieliło się na dwie kategorie: rzeczy, którymi można rzucić oraz takie, którymi kiedyś się rzuci, tylko na razie nie wiadomo, jak.
Zuza przytrzymała go za rękę.
- Nie rób tego – powiedziała. – Pamiętaj, że występujemy w książce. To może nam być potrzebne.
- Mądra dziewczynka – pochwalił Św. Mikołaj. – A to dla ciebie. Przywiozłem to z Nowego Orleanu

Zuza wzięła błyszczący, zielony przedmiot. Był to przybrudzony, papierowy stożek z napisem „Wesołego Tłustego Czwartku”. Tandetna trąbka. Na plastikowym ustniku widniały ślady szminki. Wytarłszy je z obrzydzeniem, Zuza cicho zadęła w trąbkę, po czym się skrzywiła.

- Smakuje jak papierosy – stwierdziła.

Pietrek parsknął śmiechem.

- Od swojego prezentu przynajmniej nie dostanę opryszczki – powiedział złośliwie.

- A ja od swojego przynajmniej nie dostanę wścieklizny – odgryzła się Zuza.

Poranek był piękny, słońce rozświetlało każdą skapującą kropli i płynący strumyczek niczym złociste diamenty. Szkoda, że towarzystwo było takie marne. ......."
itd itp

moim zdaniem żenada


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Pyza
Pieczarka



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:20, 28 Sty 2006    Temat postu:

co do fragmenu to jasne z e jest z ksiazki a skad ma niby byc??
ebooka nie mam a czemu pytasz?? Blue_Light_Colorz_PDT_19 hieh...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kemadas
Administrator



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tadżykistan

PostWysłany: Nie 0:26, 29 Sty 2006    Temat postu:

no bo książki raczej nie kupie a jak przeczytam to tylko ebooka ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Pyza
Pieczarka



Dołączył: 10 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:24, 30 Sty 2006    Temat postu:

no to masz pecha...ale zawsze znajdzie sie osoba ktora ci ja pozyczy(chyba):P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Bastenmohaence4
Pieczarka



Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:38, 13 Mar 2007    Temat postu:

Catherine Zeta Jone Throatjob!
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum (nie)OFICJALNE Forum Szkolne Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin